Dzisiaj mija równo 2 miesiące odkąd podjęłam walkę o zdrowie. W związku z tym postanowiłam zrobić kolejne podsumowanie.
Ten miesiąc był inny.
Zniknęła pierwsza euforia związana z nowym pomysłem na siebie a wróciła rzeczywistość.
Pojawiły się wzloty
I pierwsze upadki.
Jednak upadki jakich doświadczyłam w tym miesiącu, nie równają się tym których doświadczałam w trakcie idiotycznych diet i przepychanek z ciałem. Myślę że to były moje lekcje i pewna próba wytrzymałości. Uważam że zdałam.
11 i 12 stycznia pisałam egzaminy zawodowe, które były dla mnie ważne bo wiem, że w moim życiu ostatecznie mogę liczyć tylko na siebie, więc to, żeby mieć zawód i zdobyć tytuł technika jest mi potrzebne mimo że na studia idę w zupełnie inną stronę. Bardzo się tym stresowałam. Przejmowałam się już przed świętami a tydzień przed nie mogłam spać w nocy. Starałam się coś powtarzać ale wiedziałam że z jednej dziedziny mam wielkie zaległości (jak cała klasa, nauczyciel nie do końca dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków) więc stres się potęgował.
Do tego pierwszy raz od 6 lat nie było czegoś takiego jak zajadanie emocji... Musiałam wziąć je na klatę. To było dla mnie dziwne doświadczenie. Już dawno tak mocno nie czułam. Dawno tyle nie przeżywałam bez znieczulania się jedzeniem...
Postanowiłam że będę tu z Wami szczera bo nie o to chodzi żeby zakłamywać rzeczywistość, nie chcę uchodzić za wzór wszelkich cnót. Wiem że moja droga jest słuszna i zachęcam do niej ale to że jest słuszna, nie znaczy że jest usłana różami.
Ogólne uważam że jak na taki stres, radziłam sobie super, bardzo długo się trzymałam ale dwa dni przed egzaminami nie wytrzymałam tego napięcia i przez 2 dni słuchałam głosu nałogu : jadłam mimo że nie byłam głodna i wszystko jak leci, bez sensu, żeby tylko robić coś innego niż myślenie o egzaminach.
Żałuję ale nie robię sobie za to wyrzutów. Po tych dwóch dniach czułam się tragicznie. Nie wiem jak to jest mieć kaca ale pewnie podobnie. Było mi bardzo przykro nie dlatego że waga podskoczyła czy dlatego że nie trzymałam się założeń. Było mi przykro bo wiedziałam że skrzywdziłam swoje ciało taką ilością jedzenia. Czułam że jest tak smutne jak ja. Ogarnęłam się i postanowiłam wynagrodzić mu to wyciągnięciem wniosków z tej lekcji. Halo! EMOCJI SIĘ NIE JE!!!
Wtedy też zrozumiałam że nie chcę się tak zachowywać, jak nałogowiec. Następnego dnia (10.01, dzień przed egzaminem) postanowiłam że od teraz znów słucham ciała, jem tyle ile trzeba i na egzaminy idę z podniesioną głową. Pomyślałam że powtórzyłam tyle ile mogłam a reszta już rozstrzygnie się na auli. To mi BARDZO pomogło. Droga na egzamin nie przypominała drogi krzyżowej (jak zawsze w poważnych chwilach kiedy stres zajadałam wszystkim co popadnie); tym razem rzeczywiście szłam z podniesioną głową, uśmiechem i ulubioną muzyką w słuchawkach. Każdy kto ma BED lub inne zaburzenia zrozumie jakie to ważne - to ja miałam w tym momencie kontrolę nad swoim zachowaniem i życiem, uciszyłam głos nałogu 🙂
Nieważne jaki będzie ostateczny wynik, mam przed oczami siebie : dzielną, silną i szczęśliwą - jestem z siebie dumna!
Po egzaminach przeszłam się kawałek z koleżankami i spędziłam z nimi kilka chwil pijąc energetyka i jedząc wafelka (zaplanowane, szybkie uzupełnienie energii cukrem:D) . To ważne bo ZAWSZE w czasie kiedy nie panowałam nad sobą i odżywianiem, znikalam po szkole jak najszybciej, żeby tylko wrócić i móc spełniać rozkazy nałogu... Nie liczył się dla mnie czas ze znajomymi, nie liczyło się dla mnie to jaka jest pogoda, nie liczyło się dla mnie to co dzieje się tu i teraz... Byłam niewolnikiem własnych szkodliwych nawyków... Cieszę się że z tego wychodzę. Nie chcę już wracać do tego smutnego i długiego okresu w moim życiu. Było naprawdę tragicznie, teraz niech będzie tylko lepiej. Chcę żyć inaczej. Zaprosiłam nawet na sobotę koleżanki na noc, chcę cieszyć się ich towarzystwem i być tu i teraz... :)
ta piosenka wprawia mnie w pozytywny nastrój :)
Z mniejszych wpadek : w tym miesiącu przez 2 dni wieczorami jadłam słodycze chociaż nie byłam głodna. Traktowałam to jako porażkę bo przecież miałam jeść tylko wtedy kiedy jestem głodna, ale jakiś czas temu zrozumiałam że zjadłam to w większej ilości tylko dlatego że miałam na to ochotę ale sztywno sobie tego odmawiałam "bo nie jestem przecież głodna" i w efekcie pękłam i zjadałam więcej niż zjadłabym bez robienia sobie ograniczeń. Obejrzałam na ten temat kilka materiałów Wilczo Głodnej i dopiero po czasie pojęłam gdzie robiłam błąd. Teraz rozsądniej podchodzę do tego wszystkiego, widocznie potrzebowałam takiej lekcji.
Teraz cyferki (czy tam liczby)
szyja - 36 cm (-1 cm)
piersi - 90 cm (-0 cm)
ramię - 36 cm (-1 cm)
talia - 77 cm (-2 cm)
brzuch - 93 cm (-0 cm)
biodra - 100 cm (-2,5 cm)
udo - 66 cm (-2 cm)
łydka - 40 cm (-0,5 cm)
co daje -9 cm w tym miesiącu i -38 cm ogólnie.
waga 15.12.2020 - 78.5 kg
waga 15.01.2021 - 77.0 kg
czyli -1,5 kg w tym miesiącu i -6 kg od początku.
Efekty po drugim miesiącu nie są tak spektakularne jak po pierwszym. Myślę że jest kilka powodów :
- ćwiczyłam tylko 1 pełny tydzień bo przez resztę czasu albo szykowałam się do świąt albo się uczyłam lub stresowałam 😆
- zaliczyłam kilka opisanych wyżej wpadek i organizm delikatnie się rozregulował.
- to normalne że efekty są mniejsze niż po 1 miesiącu, spadła woda, opuchlizna i jedzenie z regularnych napadów.
Ogólnie mój cel to -0,7 kg tygodniowo co daje około -3 kg miesięcznie. Czyli skoro po dwóch miesiącach jest -6 kg to wszystko idzie zgodnie z planem. Myślę że to normalne że jednego miesiąca (zwłaszcza na początku) schudnie się więcej a następnego trochę mniej. Ważne żeby w ogólnym rozrachunku się zgadzało. Organizm to nie maszyna, nie da się zaplanować idealnie równego spadku wagi co tydzień i miesiąc, grunt to iść do przodu.
Jest kilka kwestii nad którymi muszę popracować (jak zawsze) i być może w następnym miesiącu spadnie znów trochę więcej.
Kilka kwestii do poprawy :
• szczerze słuchać swojego ciała. nie mogę się oszukiwać bo mimo że jem już dużo lepiej to nadal mam jakieś nawykowe głosy z tyłu głowy, muszę lepiej weryfikować czy naprawdę jestem głodna, czy mam na coś ochotę czy ta "ochota" wynika z emocji które chcę zajeść. dzięki temu uniknę ulegania głosom nałogu.
• jeść więcej nieprzetworzonego jedzenia. jest lepiej ale czasem brakuje mi pomysłów na posiłki, muszę zgłębić ten temat.
• absolutnie nie ważyć się w tym miesiącu - uważam że za często kontroluję wagę i może to wpływać na to ile jem i jak się czuję. w tym miesiącu słucham ciała i patrzę w lustro. bardzo poważnie : zważę się dopiero 15 lutego, zobaczymy co z tego wyjdzie i jakie będą efekty.
• ruszać się!!! trochę to zaniedbałam a przecież to bardzo ważne dla mojego ciała. 3 razy w tygodniu będzie ok.
• pić minimum 1,5l wody - jest ok ale muszę się z tym jeszcze przypilnować więc sobie zapisuję.
Reasumując, muszę przykładać się do trzymania się swojego przepisu na zdrowie (opisanego w zakładce ZDROWA JA)
Okej, myślę że to wszystko w tym poście. Mimo że efekty nie są zjawiskowe to cieszę się z każdej nawet malutkiej zmiany, zwłaszcza tej w głowie. Mam nadzieję że w kolejnym miesiącu skorzystam z wniosków wyciągniętych przy potknięciach i dalej będę szła po zdrowie. Dziękuję że jesteście i mnie wspieracie.
P.S. jeśli chodzi o tygodniowy foodbook - nie zapomniałam ale przez to wszystko (egzaminy :D) niestabilnie jadłam i nie miałam też głowy do tego, postaram się przygotować go jakoś w następnym tygodniu.
Wydaje mi się, że najważniejsze jest, że mimo tych dwóch wpadek wróciłaś na dobre tory, bo często naszym problemem jest to, że jak raz nam nie pójdzie (zjemy coś bardzo niezdrowego, nie poćwiczymy) to potem "jak raz mi sie nie udało to znaczy, że się w ogóle nie uda i nie ma sensu".
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, bardzo się cieszę, że się odezwałaś :)
Nie ma co się przejmować wpadkami. One się zdarzają ale ważne, żeby potem wrócić do tego co było. Poza tym trzeba sobie dać czas na zmiany, nie wszystko na raz. I tak ładnie to wyszło. 1,5 kg to dużo. Zawsze wyobrażam sobie kilogram mąki i to mi uzmysławia jak to dużo. Powodzenia, pisz częściej w miarę możliwości :) a odpowiadając na Twój komentarz, mam tylko 158 cm:)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to podnieść się i iść dalej z podniesioną głową. Wiem, że łatwo powiedzieć, ale małymi krokami do celu.
OdpowiedzUsuń