ciągle zawalam.
do późnego popołudnia idzie dobrze
a im dalej tym gorzej...
nagle zapominam o celu i liczy się tylko to żeby się najeść... i naprawdę nie chodzi o konkretny produkt bo od jakiegoś czasu nie trzymam w domu niezdrowych rzeczy.
wpadam w szał i jem cokolwiek byleby się objeść... nawet rzeczy za którymi nie przepadam...
codziennie obiecuję sobie że to ostatni raz. i codziennie wieczorem nie mogę wytrzymać z natrętnymi myślami.
dochodzi jeszcze fakt że wstydzę się napisać o tym na blogu bo nie chcę być oceniana. i w ten sposób ze stresu jem jeszcze więcej...
wiem że to czy wygram zależy ode mnie. jestem ciekawa czy któraś z Was też ma problem z kompulsywnym objadaniem? może ktoś tutaj mnie rozumie?
nie chcę przez to napisać że nie zamierzam walczyć, uwierzcie proszę że to robię... tylko ostatnio sobie jakoś nie radzę. nie wiem dlaczego.
chcę się spiąć i skończyć z tym. zaliczam porażki ale walczę...
nie wiem czy tu o tym wszystkim pisać, czy prowadzić dalej bloga.
jeśli będę to robić to musicie wiedzieć że prawdopodobnie będę zawalać, nie zawsze potrafię z tym wygrać. próbuję...
muszę przewartościować sobie to wszystko. zastanowić się jaki jest mój cel, co jest dla mnie ważne, czego tak naprawdę chcę...
jeśli nie będę już pisać to pamiętajcie że trzymam za Was kciuki i mam nadzieję że będzie mi kiedyś dane przyjść tu i pochwalić się że zmieniłam nawyki i ważę swoje wymarzone 58 kg ;)
chudości dziewczyny.
i powodzenia.
O rany, dziewczyny mam tak samo :O Wydaje mi się że każdy kto przechodził przez głodówki tak ma... U mnie to są etapy. Są nieliczne okresy kiedy jem "normalnie" czyli nie liczę kalorii, jem 3 posiłki, pozwalam sobie na słodycze. Bez obżerania. Ale przez zniszczony metabolizm w takim trybie powoli tyję. (moja normalna waga to 61-62 kilo) Przybieram do około 65, dostaję zrywu i zaczyna się głodzenie (faza w którą wchodzę teraz) Jem raz dziennie, po około 500 kalorii... Chudnę zwykle do 57 i organizm woła o swoje, zaczyna się to co opisałyście wyżej. Kompulsywne jedzenie ile wlezie, wymiotowanie... To trwa zwykle aż tydzień czasem nawet dłużej. Nagle na niczym mi nie zależy, myślę tylko o tym by się najeść czegokolwiek. Tylko szybko i dużo. Oczywiście wraca waga :( Taki zamknięty krąg.. Z fizycznego punktu bardzo łatwo to wytłumaczyć, to czysta biologia. Już się do tego przyzwyczaiłam, jak do pór roku.. Mam tak od jakiś 8 lat. Też czuję czasem bezsilność, ale nie akceptuje mojego "normalnego" wyglądu i te głodzenie (które powoduje jojo) jest jedyną możliwością bym choć przez jakiś czas czuła się dobrze we własnym ciele... Tak więc absolutnie nie jesteś sama, wszystkie w tym siedzimy. I to - choć smutne - trochę pociesza, bo wiesz, że gdzieś tam jest ktoś, kto dobrze wie co czujesz, ma ten sam problem... Bądź dzielna, silna, dla siebie i dla nas :***
OdpowiedzUsuńTeż jestem kompulsywnym obżartuchem. Miewam wpadli przez to teraz stoję w miejscu i nie chudnę. Nie bądź dla siebie zbyt surowa. Po prostu się staraj! Dla mnie nie jesteś gorsza bo zawalisz. Sama dobrze to znam więc Ci współczuję i życzę żeby to minęło.
OdpowiedzUsuńPamiętaj, że większość z nas tak ma. Plączemy się między głodówkami, a napadami, szukając w tym wszystkim siebie.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że starasz się z tym walczyć. A my będziemy cię wspierać mimo wszystko, tak jak ty wspierasz nas <3
Trzymaj się kochana